piątek, 21 grudnia 2012

Przed operacją

Konsultacje przebiegły dość emocjonalnie, ale chyba owocnie. Faktycznie Biziel ma podejście kompleksowe - usunięcie całego dysku. Możliwe, że przewidują, że prędzej, czy później częściowe usunięcie skończy się za pare lat koniecznością całkowitego wyjęcia dysku. Przeraża mnie fakt, że w miejsce tego dysku nic się nie wstawia... Może na początku tylko? A kiedy coś zaczyna być nie tak, może po paru latach coś z tym robią, aby zamortyzować kręgi... ale czy na pewno? Jak może wyglądać codzienność bez dysku w tym miejscu? O podskakiwaniu na pewno nie ma mowy, o bieganiu tym bardziej. O dźwiganiu czegokolwiek na pewno też. Ale jednak kość o kość będzie tarła. Na pewno dojdzie do jakichś ślizgów, z czasem starć, zwyrodnień kręgów. Kurcze... Paraliżuje mnie to.

Przyglądam się kręgom L5 i S1... Jak to możliwe, że ludzie funkcjonują bez dysku w tym miejscu?

Alternatywą jest usunięcie samej przepukliny - fragmentu dysku. Co prawda w moim przypadku dysku pozostanie niewiele, ale jednak cokolwiek będzie między tymi kręgami. Jakoś to do mnie bardziej przemawia. Kto wie, może za pare lat się okaże, że jednak trzeba wyjąć cały dysk, ale też może niekoniecznie?

Zdecyduję się na fragmentaryczne usunięcie i zobaczymy co będzie...

_______________________

Muszę coś dopisać w temacie kręgów bez dysku pomiędzy nimi: W międzyczasie dowiedziałam się, że mojemu wujkowi usunięto dwa dyski. Kręgi sąsiadujące z nimi (trzy kręgi) zrosły się... Na chwilę obecną nic więcej nie napiszę...

czwartek, 20 grudnia 2012

Faza tramalu w przygodzie z przepukliną L-S

Diclo Duo 150 (jeden z najsilniejszych przeciwzapalnych i przeciwbólowy), Pabi-Dexamethason (syntetyczny hormon kory nadnerczy i steryd), do tego Nimesil (przeciwbólowy i przeciwzapalny) oraz Tolperis (zwiotczajacy mieśnie) - wszystkie w maksymalnych dawkach od tygodnia okazały się w ogóle nieskuteczne przy dzisiejszym ataku bólu i skurczu.

Po nieprzespanej z bólu nocy i po płaczu, mój organizam usnął nad ranem. Po 3h snu obudziłam się i czułam, że mogę kuśtykać. Pokuśtykałam do kuchni, zrobiłam kawałek chleba, aby móc przyjąć leki. Wzięłam wszystkie i chwycił mnie ból.
Jedyna pozycja, jaką byłam w stanie przyjąć z bólem do zniesienia i z początku bez wycia, to pozycja na muzułmanina w Tadź Mahal (skulenie na goleniach, z pupą na kostkach i nosem przy ziemi). Kiedy zdołałam sięgnąć poduszkę i podłożyć ją sobie pod golenie, rękoma mogłam zacząć przesuwać ciało do przodu po podłodze. Jednak to wszystko odbywało się już z płaczem z koszmarnego bólu i z minimalnym poruszaniem ciała. Po około 30 minuach dotarłam do sypialni, aby spróbować się ubrać i zadzwonić po pogotowie.
Po kolejnych 30 minutach, cała zlana potem, w jękach i w płaczu, w zasmarkanej koszulce, po wysiłku ubrania skarpetek i stanika, pomyślałam: jak ja otworzę drzwi pogotowiu?
Przetransportowałam się do przedpokoju i zobaczyłam, że klucze wiszą na wieszaku, jakieś 120 cm nad podłogą. Nie było szans, aby je sięgnęła. Spróbowałam ugiąć lewą (zdrową) nogę, aby może na niej się unieść w górę. Wróciłam od razu w jęku do jedynej możliwej pozycji i nie mogłam powstrzymać płaczu.

Musiałam zadzwonić po Beatę. Specjalnie zerwała się z pracy, aby przyjechać. W międzyczasie leki może zaczęły działać i zdołałam sięgnąć te klucze, od razu upadając na podłogę i wyjąć z bólu. Sięgnęłam do zamka i otworzyłam drzwi. Czekałam. Beata pomogła mi zebrać do kupy wyniki badań, ubezpieczenie i kilka drobiazgów, na wypadek gdyby mnie zabrali do szpitala. Przyjechało 3 młodych chłopaków bez lekarza. Podali mi ketonal dożylnie i kazali poczekać, aż ból minie. Po 15 minutach ból zaczął słabnąć. Jak tylko będę mogła wstać, kazałi udać się do lekarza rodzinniego po receptę na ketonal. Dopóki nie robię pod siebie w sposób niekontrolowany, nie mogą mnie przyjąć na oddział neurochirurgiczny i przewiezienie mnie do szpitala nic nie da, bo odeślą mnie i tak z kwitkiem. To, że nie mam czucia w nodze od 3 miesięcy to niczego nie zmienia. Zapytałam chociaż, czy mogą mi zapisać ten ketonal. Niestety nie, bo nie ma z nimi lekarza. Została mi tylko wizytya w POZ.

Beata podwiozła mnie do przychodni. Lekarz nie chciała mnie przyjąć, bo miała już komplet pacjentów. Szłam w pół zgięta, kuśtykająca i ze łzami w oczach. W końcu jedna z pielęgniarek zlitowała się nade mną i zabrała do zabiegowego. Tam podeszła inna lekarka i zamiast zapisać mi ketonal, wypisała kwit na pogotowie i wezwała karektę. Chciała mnie zbadać, ale nie byłam w stanie wyprostować nogi.
Pogotowie przyjechało, zabrało mnie na Izbę Przyjęć dio Biziela i tam posiedziałam sobie dobrą godzinę w pozycji muzułmanina z Tadź Mahal. Ketonal zaczął działać, ale nie zupełnie. Do uczucia znośnego bólu i możliwości lepszego kuśtykania było jeszcze dość daleko. Nie zapisali mi tego cholernego ketonalu! Mam czekać do niedzieli, kiedy to możliwa będzie najwcześniejsza operacja. Wiem, że to i tak kosmicznie szybko. Pokazałam lekarzowi skierowanie na operację w wersji cito. Może to pomogło. Od września czekam na wizytę u neurochirurga, który miał tym pokierować. Wizyta jest jutro. Całe to piekło dopadło mnie dziś.
Wyszłam z Biziela na ramieniu Beaty i zadzwoniłam do Dr Prywińskiego, u którego byłam na konsultacji we wtorek (2 dni temu). Ten od razu zgodził się wypisać mi receptę i co więcej - nawet ją do mnie dostarczyć. Byłam i nadal jestem w szoku!

W czwartej z rzędu aptece udało mi się ją zrealizować. Łyknęłam Tramal i jest dobrze. Nie chodzę swobodnie, nadal zgięta i kuśtykająca, ale znieczulona. Była 19 kiedy spokojnie padłam na podłoge w domu. Atak zaczął się o 10 rano.

Jutro jadę na dwie konsultacje do dwóch różnych neurochirurgów: dr Planutis (Biziel) i dr Kitliński (Szpital Wojskowy). Mam zamiar zapytać ich o sposoby operacyjnego leczenia tej przepukliny, którą mam. Dziś na Izbie Przyjęć w Bizielu lekarz mówił o wyjęciu całego krążka międzykręgowego i tygodniowym pobycie w szpitalu po operacji, co ma się zupełnie inaczej do podejścia dr Prywińskiego, który chce wyciąć tylko fragment i po dobie wypuścić mnie do domu.
Wizja, że mój krąg L5 i S1 mają funkcjonować bez krążka międzykręgowego między nimi przeraża mnie. Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.

Jutro, mam nadzieję, będę wiedziała coś więcej.

środa, 19 grudnia 2012

Przepuklina kręgosłupa w odcinku L-S

Niby taka ot przepuklina...

Dysk pękł i jądro miażdżyste z wnętrza wylało się na zewnątrz. Wszystko byłoby w miarę ok, gdyby ta przepuklina nie uciskała na korzeń nerwowy, który przylega bezpośrednio do kręgów lędźwiowo-krzyżowych i dysków. Biegnie sobie pomiędzy wyrostkami kolczystymi kręgów lędźwiowych i przechodząc przez otwory w kości krzyżowej dalej biegnie sobie w dół. Korzeń nerwowy S1 unerwia pęcherz moczowy, odbyt i jedną z nóg. W moim przypadku chodzi o prawą.

Jeszcze nie byłoby tak źle, gdyby dzyndzel przepuklinowy nie był tak duży... W każdej chwili może zostać oderwany od dysku i przemieścić się gdziekolwiek znajdzie miejsce. Wystarczy, że pogłębię nagle i silnie lordozę lędźwiową, dodam lekki skręt w lewo lub prawo i dzyndzla odetną dwa sąsiednie kręgi, jak nożyczki.
Wtedy spowodowane przez niego uszkodzenia mogą przerosnąć moją wyobraźnię. Jego usunięcie byłoby wówczas dużo trudniejsze niż samo wycięcie, a konsekwencje interwencji neurochirurgicznej zdecydowanie wiązałyby się z większym ryzykem powikłań, włączając trwałe uszkodzenie nerwów.

W przypadku operacji w stanie jaki jest teraz, ryzyko dotyczy głównie trudności odsunięcia nerwu, który jest bardzo napięty przez dzyndzla. Neurochirurg będzie musiał się trochę z nim posiłować, aby odsunąć go na bok i dojść do przepukliny. Najpierw rozwarstwi mięsień okołokręgosłupowy i przez szczelinę między włóknami dojdzie do nerwu, który odsunie i dopiero zacznie wycinać tego dzyndzla.

Operacja może wyglądać tak:

Zdjęcie dr Prywińskiego

W moim przypadku będzie 1 tuleja po prawej stronie. Mała rana. Trochę pocieszające.
Dopiero podczas operacji okarze się, czy nerw jest już w tej chwili uszkodzony, czy nie. Zobaczymy.

W Nowy Rok wejdę (mam nadzieję, że wejdę na 2 nogach...) nieco inaczej (nie na czterech...) i mam nadzieję, że bez dzyndzla. No i zaczynam szukać basenu...

Jeśli ktoś ma podobne doświadczenia, zachęcam do kontaktu.

Po co w ogóle o tym piszę?
Przeglądałam różne wpisy w internecie - zaczęte-nieskończone, niekompletne... Może moje opisy pozwolą komuś w podobnej sytuacji dowiedzieć się czegoś więcej i podjąć własną decyzję.

niedziela, 9 grudnia 2012

Do góry nogami

Trochę się wszystko wywróciło.

Sporadyczne symptomy, z roku na rok, jak tsunami, zebrały się w masę krytyczną i odsłoniły kilka faktów nt. mojego kręgosłupa. Na te symptomy pracowałam około 15 lat. Najpierw kilka lat wyczynowego sportu, potem dużo nauki, dużo biurowej pracy, duże zadania, duże efekty i solidne skutki.

Aby zacząć normalnie chodzić, dojść do stanu normalnej używalności i elastyczności moich nóg, zacznę wisieć do góry nogami. Może to pomoże mi także odwrócić do góry nogami kilka innych spraw w moim życiu.

Z mieszkania pozbyłam się kilku mebli, zrobiłam dużo miejsca na podłodze do ćwiczeń i funkcjonowania, które od pewnego czasu sięga max. 1m nad podłogą. Zrobiłam miejsce na montaż drabinki gimnastycznej z dodatkowym osprzętem.

Przyjdzie mi też chodzić na basen, czego nie znoszę. Latem będzie jezioro, ale poza sezonem zostanie mi smród chlorowanego, sztucznego zbiornika. Ech...

Może z tej innej, odwróconej perspektywy, zobaczę wszystko inaczej, może trochę lepiej. Może znajdę jakiś punkt, na którym skupi się mój przenikliwy wzrok.