czwartek, 25 listopada 2010

Algi c.d.

Algi się rozmnożyły na tyle, że mogłam wydzielić drugi słoiczek. Jutro dam go jednej z koleżanek w pracy, jako przydział do opieki.

Podobno po 2 tygodniach miały się rozmnożyć, a moje już po tygodniu są gotowe do przekazania dalej. Widocznie mają duszę samotnika. Tak jak ja. Dobrze im tu.

Szczelina

Rzeczywiście, to nie był ostatni raz. Moja przedostatnia poranna podróż miała miejsce wczoraj, w środę rano, tj. 24 listopada 2010 r. między 4.45 a 6.30. Myslałam, że to będzie ostatnia... jednak moje plany na najbliższy poniedziałek się zmieniły (zamiast do Warszawy na szkolenie, będę jechała z Włocławka do pracy), więc będzie jeszcze jedna...

Samochód nabrał kilka toreb, pojemników i gitarę. Szyb nie trzeba było drapać.
Nie zasypiałam na trasie, wręcz przeciwnie - czułam się ożywiona i bardzo przytomna. Miejsce moich porannych drzemek minęłam z sentymentem. Bardzo uważnie przyglądałam się kolejnym odcinkom trasy. Na bieżąco monitorowałam czas, aby przewidzieć, czy przyspieszać, czy nie.
O godzinie 5.27, 2-3 km za szlabanem przy torach na wysokosci Nowego Ciechocinka, a więc na prostej wzdłóż robót drogowych przy obwodnicy Włocławka, jezdnię przebiegł mi lis - z lewej strony na prawą. Tuż przed kołami. Stanął na poboczu i spokojnie przez prawe ramię zerknął na mnie... tak jak ja zerkałam na siebie podczas tej jazdy...
Przez prawe ramię... w chwili zatrzymania... przez wąską szczelinę starannie wydrapaną w błonie ściśle przylegającej do istoty mnie... Przez tę szczelinę patrzyłam na siebie i celebrowałam chwile tętniące we mnie - prawdziwe i silne.

Miniony rok - rok wahadłowy... bydgosko-włocławski... rok szczeliny - kolejnej drobnej rysy, wydrapanej w moim kokonie - to rok mnie.
Rok moich decyzji - od początku do końca, od najprostszych po najbardziej bolesne.
Rok moich uczuć - od atawistycznych i zaskakująco prostych po mistyczne i najbardziej wysublimowane.
Rok kolejnej szczeliny...
Dla tych szczelin czuję, że jestem gotowa znosić na sobie ten kokon...

Podróże poranne, popołudniowe - wahadłowe podróże mojej codzienności - stały się dla mnie jej sensem.
Kiedy ich zabraknie, wydrapię kolejną rysę...

poniedziałek, 22 listopada 2010

Poranne powroty

Dzis prawdopodobnie po raz ostatni wracałam z Włocławka..., prosto do pracy. Może będzie jeszcze jeden raz...
Te moje powroty trwają od marca. Wczesniej (od stycznia) wracałam w niedzielę pociągiem.

Od kiedy zaczęła się jesień, przysypiam na odcinku obwodnicy Bydgoszczy S10 od Torunia do Białych Błót. Znalazłam sobie miejsce, w którym zatrzymuję się przy lesie i na 10 minut zamykam oko, bo nie jestem w stanie jechać. Akurat w tym miejscu Beata czekała na mnie na awaryjkach w ubiegły wtorek, kiedy jej Niunia doznała poważnej awarii.
Cały ten okres przypadł na remont drogi nr 1. Podczas moich tras było 5 odcinków ruchu wahadłowego w ciągu 12 km przed Włocławkiem, dlatego jazda trwała w piątki po pracy około 2,5-3 godzin, a w poniedziałek rano - około 2. Teraz już wahadeł nie ma, zostały jeszcze przewężenia jezdni i budowane są wysepki.
Aby dojechać do pracy na 7 rano, wstawałam o 3.45 i wyjeżdżałam o 4.30. Między 6.20-6.50 byłam na miejscu.
W okresie tych 9 miesięcy tylko raz spóźniłam się do pracy o 5 minut - z powodu wypadku na jednym z wahadeł. 50 minut stałam w korku, poczym trasę między Nowym Ciechocinkiem, a parkingiem przy biurowcu (70 km) zrobiłam w 45 minut. Moją Mazdę przy okazji pierwszy raz miałam okazję rozgrzać i przedmuchać. Ze wszystkich fotoradarów tylko jeden był działający, ale o nim wiedziałam i nie błysnęło.

Będzie mi brakowało tych podróży - zarówno pociągiem, jak i samochodem. Przez rok zżyłam się z nimi, ze sobą, z Mazdą, z audycją "Trójkowy budzik"...

Algi c.d.

Algi rosną.
Mają kształt nieregularnych kryształków. Ze względu na kolor, konsystencję i twardosć (jędrnosć?), mogłabym je porównać do zdeformowanego, wyjętego z lodówki żelowego miska - takiego w kolorze sciętej żelatyny.
Odżywiają się najwidoczniej węglowodanami, bo potrzebują słodkiej wody. Pływa w niej też kilka rodzynek.
Puszczają bąbelki tlenu i filtrują tę wodę nadając jej specyficznego posmaku. Przypomina mi on drożdże rozrobione z mlekiem i cukrem do wypieku ciasta na pizzę.
Co wieczór wymieniam tę wodę i ją wypijam. Podobno działa zdrowotnie. Jesli tak, to dobrze, jesli nie, to nie zaszkodzi. Mnie zależy na samych algach. Chcę zobaczyć, czy zetną się jak krewetki we wrzątku albo jak zachowają się na oliwie. Smak mają bardzo delikatny (jedną zjadłam...).
Mam wrażenie, że ich przybyło. Całe dno litrowego słoika jest już zapełnione.

Czekam dalej...

piątek, 19 listopada 2010

14.11.2009, ul. Nadrzeczna, Bydgoszcz
Problemem bezdomnych najczęściej okazuje się strach przed "dresiarzami", którzy przychodzą poznęcać się nad nimi. Gdy robiłam te zdjęcia, byłam przekonana, że nikogo nie zastanę w tym miejscu, a gdy przede mną pojawił się ten Pan, zamarłam ze strachu, zapominając o ustawieniach aparatu i o tym, że go w ogóle mam. Ale nie tylko ja byłam wystraszona. Ten Pan bał się, że to znowu "oni", że jest sam i nie będzie w stanie się obronić. Rozmowa okazała się miła. Ognisko się paliło, nie było aż tak zimno, jak niebawem z pewnością było. Zwróciłam uwagę na to, że Pan był idealnie ogolony. Czułam się bardzo dziwnie, robiąc te zdjęcia... Słowo "intymność" może nie jest tu najlepsze, ale czułam, że mniej więcej w coś takiego ingeruję moim aparatem, moją obecnością. Dlatego zdjęcia zrobiłam szybko, niemal ukradkiem... z szacunkiem.


Dawno nie wybrałam się z aparatem w teren.



Jedna z ulubionych okładek płyt

Simone White

Algi

Dzis stałam się posiadaczką alg. Obdarowała mnie koleżanka z pracy. Przyniosłam je do domu i postawiłam w słoiku w kuchni. Bytują sobie u mnie.
Będę musiała o nie dbać, codziennie. Ciekawe jak mi to pójdzie...

Zamierzam wyhodować ich dosć dużo i wykombinować różne sposoby włączania do potraw.
Pewnie będą smakowały specyficznie...

Dzis wieczorem dam im swieżej wody.

Ciekawe, czy zacznę do nich mówić?

poniedziałek, 15 listopada 2010

Wilno, Troki, lipiec 2010









Paryż nie jest miastem miłości

O Paryżu i jego historii można poczytać bez problemu, choćby w internecie.

Moje mysli i spostrzeżenia podczas przechadzek uliczkami, patrzenia w niebo z zielonych skwerów i rozmów z ludźmi:
...Centrum swiatowej sztuki.
...Nierealny i przerwany sen Adolfa o Berlinie.
...Poprawiony, przebudowany przez Napoleona i wypięty pępek swiata.
...Turysci nieukrywanym przekleństwem mieszkańców. Jesli chcesz zaznać uprzejmosci Francuzów, nie jedź do Paryża w licznej grupie.

Jesli zobaczysz obsciskującą się i całującą parkę, to na pewno są to turysci. Francuzi są bardzo powsciągliwi w okazywaniu czułosci publicznie. Wnioskuję tak z opowiesci Pana z kotem i obserwacji własnych w Parku Bulońskim, w metrze i w restauracjach. Przez cały tydzień nie widziałam dotyku, objęcia, pocałunków Francuzów.

W Parku Bulońskim młode małżeństwo z małą dziewczynką spędziło kilka godzin na kocu. Nie zauważyłam ani jednego intymnego gestu między nimi.
Podobnie w przypadku grupki młodych ludzi sidzących blisko mnie.
W restauracji, gdy usiadłysmy z Beatą obok siebie, kelnerzy kilkakrotnie podchodzili i pytali na ile osób nakryć stolik. Nie docierało do nich, że odpowiedź "na dwie" jest prawidłowa i przemyslana. Kilkakrotnie upewniali się, czy na pewno nie na 4?
Po chwili, po rozejrzeniu sie po sali, zorientowałysmy się, że wszystkie pary siedzą na przeciw siebie, nawet jeli siedzą 4 osoby przy stoliku, to pary siedzą na przeciw siebie. Oczekiwali, że dołączą do nas pewnie dwaj faceci...

Paryż, maj 2010 - Luwr



Paryż, maj 2010 - Metro









Paryż, maj 2010 - Dachy Paryża





Paryż, maj 2010 - Ludzie

Pere Lachaise



Montmartre





Kraków, Kazimierz, czerwiec 2010




wtorek, 9 listopada 2010

Walentynki (Tadeusz Różewicz/Karolina Cicha)

Tadeusz Różewicz
(poemat z końca XX wieku) - fragment
z tomu "Zawsze"

/wykonany przez Karolinę Cichą - po raz pierwszy muzyczno-wokalnie, za zgodą Różewicza/

I
w dniu Świętego Walentego
roku pańskiego 1994
słuchałem ćwierkania
pani redaktorki "radia bzdet"
z czarnej skrzynki
promieniował ciepły głos
cip cip cip cipki
- tak wabiły gospodynie
w przedpotopowych czasach
drób - kurki i koguciki
kikiriki
cip cip cip dziewczynki
życzymy wszystkiego naj naj naj
wszystkim zakochanym
bo to dzisiaj ich święto
cip cip cip
szaleństwo w wielkich domach
towarowych
Amerykanie kupują Amerykankom
biżuterię bieliznę słodycze
wszystko w kształcie
czerwonego serduszka
epidemia "ejds" sprawiła
że obyczajem stało się
wręczanie zakochanym prezerwatyw
ozdobionych serduszkami
wisiorki w kształcie serduszka
bombonierki
21-letni chłopak (w kształcie serduszka?)
zamordował czteroletniego synka
na pytanie dlaczego to zrobił
młody ojciec odpowiedział
"tak długo i głośno płakał
aż mnie zdenerwował"
jego 16-letnia żona
powiedziała płacząc
"wiem że źle zrobił
ale ja go kocham"

II
w dniu Świętego Walentego
roku pańskiego 1995
w czarnej skrzynce nawija damski głos
kochajmy się bezpiecznie
w związku z "dniem zakochanych"
w dniu Świętego Walentego wspomnę
że Ewa kusiła Adama jabłkiem
nie kotletem
głos męski:
homo sapiens
potrafi inną istotę
doścignąć zabić
obedrzeć ze skóry
i zjeść
ludzie i małpy
są trawożerne
mięsożerne owadożerne
i owocożerne
człowiek nie jest
drapieżnikiem
ale
miałem nieprzyjemność
bycia w rzeźni
ludzie nie zastanawiają się
skąd się bierze
kotlet na talerzu
mięso-żerstwo
obciąża metabolizm
w Anglii krowy wariują
głos kobiecy przesiąknięty
słodzikiem pedagogicznym:
luka w życiu rodzinnym
chłopiec chciałby mieć tatusia
który mieszkałby w domu
zawarliśmy z synkiem pakt
że kiedy jakiś tatuś zamieszka
w domu
będziemy go lubić
będziemy lubić takiego tatusia
który będzie spełniał
wszystkie warunki
on czuje się silnie związany
ze swymi dwoma dzidziusiami
(choć odszedł)
i one otrzymują od niego
wiele sygnałów
męskiego zachowania
nowy konsensus dla rodziny
chłopiec dostaje sygnały
także od trzeciego tatusia
bycie odpowiedzialnym Rodzicem
to trwa całe życie
życie życie życie życie
życie życie życie
całe życie
pożycie nawet po życiu
Platt-fuß-nota
Family Album
jęz. anglo-amerykański
dla początkujących
...ale to jeszcze nie wszystko
500 tysięcy kobiet ciężarnych
umiera co roku z braku opieki
medycznej. Z tego samego powodu
3 miliony noworodków umiera
w pierwszym tygodniu życia
Co sekundę rodzi się na świecie troje dzieci.
Co minutę przybywa 180 ludzi.
Co godzinę - 10800.
Co dzień - ok. 260 tysięcy.
Co miesiąc - blisko 7,8 milionów.
Co roku - ok. 94 miliony ludzi.
Jeśli tempo przyrostu naturalnego na świecie nie zmaleje,
będzie nas w 2025 roku 8,5 miliardów, a w 2050 roku -
10 miliardów.

III
biedne stare Lary i penaty
klamka zapadła
a może
da się jeszcze całą rzecz
obrócić w żart
było nam tak dobrze
ze sobą ale w rezultacie
złamałeś mi życie
ognisko domowe
Lary i penaty
Dzień Matki
Dzień Ojca
Dzień Babci
Dzień Dziadka
Dzień Dziecka
dzień w dzień
sąd orzeka rozdział
od stołu i łoża
rozdział od łoża?
- śmiechu warte -
przecież to kozetka
a co z nami? pytają
duchy domowego ogniska
w betonowym bloku
stare wystraszone
mocno zakurzone
Lary i penaty
"dziadek! daj się wypchać"
nic się nie da zrobić
klamka zapadła
a może da się
całą rzecz
obrócić w żart
niestety w drzwiach
stoi już druga
osoba dialogu
różni się od tamtej
fryzurą
ale używa tych samych
słów
uwielbia Williama Whartona
autora Ptaśka
dodaje - fajna jest też
nasza Kaśka -
Klitoris tu Klitoris tam
rozwiódł się w końcu
z biedną Jean
postara się mamusia
o drugiego tatusia
tatusia cichego
tatusia dobrego
w szklanej rureczce
szczelnie zamkniętego

_____________________________


"Walentynki" Tadeusza Różewicza to zjadliwy poemat o współczesnej kulturze, szydzący z powszechnego zdziecinnienia, braku odpowiedzialności i bezmyślnej amerykanizacji obyczajów.

Karolina Cicha - aktorka, piosenkarka i kompozytorka - stworzyła z tego poematu piosenkę, która znajduje się na płycie "Listy do ludożerców" (nagranej za zgodą poety).



pożądanie

high art

czas

Samoocena

Im więcej wiesz, że nie wiesz,
tym trudniej zachować samoocenę na poziomie oceny, jaką dają Ci inni.

Sposób działania

Sposób w jaki myślisz i funkcjonujesz jest jednym z wielu możliwych, rzeczywiście funkcjonujących i skutecznych sposobów. Nie zakładaj więc, że Twój jest najlepszy, bo nie ma z góry określonego optymalnego sposobu. Do celu można dojść wieloma drogami - otwórz się na inne i szanuj inne.

Niewiedza wiedzą

Świadomość swojej niewiedzy, jest też wiedzą.

poniedziałek, 8 listopada 2010

po kumpelsku w mordę

Czy można dać dobremu znajomemu po kumpelsku w twarz?
Można.

Można mu powiedzieć, czym sobie zasłużył na plaskacza.
Potem usłyszeć od niego potwierdzenie, że rzeczywiście zasłużył sobie na to i że nie miałby pretensji...
No i bez chwili zwłoki, trzasnąć.
Uśmiechnąć się i powiedzieć, że bardzo się go lubi i szanuje, ale zasłużył...

Można w tym wszystkich zachować do siebie nawzajem szacunek i dobre kumpelstwo. Może nawet większe...

Można.

Wzgórze do Placu:

odbiór...

wtorek, 2 listopada 2010

dzień po, to dobry dzień


Moje urodziny obchodziłam 15-go września. Dzień po.
To dobry dzień Robercie, uwierz mi - uwierz mi, jak w swoją śmierć.
Dzis zapaliłam świeczkę dla Ciebie. Jak prawie rok temu, pamiętasz?
2 listopada - to dzień dla Ciebie w moim swiecie.
Dzień po, to dobry dzień...

Nie kończ tego doktoratu, który Cię zabił.
Pozwól odejść tej miłości, która odbierała Ci wiarę. Uwierz w końcu w siebie!
Skoro nie tu, bądź sobą, gdziekolwiek jesteś. Badź, do cholery!
Dzień po, to dobry dzień... nawet dla Ciebie!!!

Miałam do Ciebie przyjechać, pamiętasz? grudzień 2009...
Przeczuwałeś zmiany w moim życiu, ale nie zdążyłam Cię z nimi dobrze zapoznać.
Zamiast do Ciebie, pojechałam do mojej przyszłości - wiesz i wiedziałeś, że ważnej niezmiernie dla mnie samej... pojechałam dalej...
Kiedy przejeżdżałam przez Toruń, myślałam o Tobie i o tym, co Ci opowiem niebawem, jak tylko zawrócę...
a Ty w tym czasie umierałeś...
Kiedy planowałam wpasć pełna entuzjazmu do Twojej kawalerki, między Twoje regały,
Ty stygłeś pod kocem.
Nie zdążyłam zatankować "oby starczyło do Torunia" - jak zazwyczaj...

Wiesz, że odeszłabym tak samo...
dlatego nie mam wyrzutów sumienia. Z nas dwojga to mnie przyszło kontynuować...
z całą naszą siłą i bezsilnością...

Robercie... chciałabym tak samo jak Ty... wszystko, ale to zbyt wiele...
za małe są nasze serca.
Dlatego dzień po, jest Twoim dniem.

rysa


każde muśnięcie węgla o papier i roztarcie opuszkiem palca
każda próba uchwycenia szczegółów kształtu
- wpatrzona i wczuta suka,
to więcej niż dotyk

rysowanie to przeżywanie kształtu - intensywne, wyczerpujące...
niezmiernie cenne i bolesne,
to zamiana zmysłów w kształt rysowany i celebrowanie go z najwyższym możliwym wyczuciem i szacunkiem - w połączeniu na linach mistycznego mostu ciszy, upojenia i oddania
- nawet w agresji, rwaniu i rzucaniu w sztalugę gradem farbnych emocji
- nawet w sile i brutalności okazywanej modelce
to doznanie ponadzmysłowe, które węglem staram się z poczuciem niedoskonałości
- sztuko wybacz!
nie utrwalić, ale doznać...

jestem egoistką aktu
wydłużam go
każę modelce leżeć nieruchomo i patrzę na nią
dotykam jej węglem
milczę
i żeruję zmysłowo

nie ma dla mnie znaczenia forma lecz akt dochodzenia do niej

nie lubię kończyć rysunków
nie znoszę ich pokazywać
doznaję rysując i niszczę rysunek
przeżywam najbardziej wysublimowane
na miarę moich możliwości
spięcia i połączenia

celebracja aktu
akt celebracji
to najcenniejsze chwile w moim życiu
bez względu na to czy
wypowiedziane
narysowane
wykrzyczane
przemilczane

rysunki
żyją we mnie silne,
poza mną - niewyrażone w pełni karły,
które nigdy nie będą herosem,
bo sztuka nigdy nie prześcignie życia, uczuć i pragnień,
a jedynie będzie usilnie pielęgnowanym sladem po nich

rysuję Cię...