poniedziałek, 31 stycznia 2011

Edycja

Włącz tryb edycji. Poczuj mnie.

Benefis

Benefis za życia, to ile przed śmiercią?
Benefis po śmierci, to ile po niej?

Ile powieści napisanych i nienapisanych?
A ile wierszy?

Jak wielu ludzi nie chce zapomnieć?
A ilu jeszcze pamięta?

I co lepsze?
Jeden za życia, czy wiele po śmierci?

czwartek, 27 stycznia 2011

Coś z wcześniejszej płyty Lykke

Nie mogę zamieścić "wizji z obrazem" (czytaj w uproszczeniu "teledysku"), ponieważ z jakichś powodów zostały zastrzeżone.
Zamieszczam więc link.

Mały performance Lykke Li. Za to ją lubię - za pełnię siebie w tym co robi i akt sztuki w każdym calu.
Tak powinno wyglądać życie. Po prostu bycie sobą. Jeden z najlepszych teledysków w mojej kolekcji.

http://www.youtube.com/watch?v=OJHdT1j6hH8
Uwielbiam jej ascetyzm i bębny. O tym teledysku napisała tak:
"'I Follow Rivers' video is directed by Tarik Saleh, starring Lykke Li and Swedish Lebanese actor Fares Fares.
Following the footsteps of Andrei Tarkovsky's 'The Sacrifice'
it is shot on the magic island of Gotland, Närsholmen to be specific.
A place like no other, a love like no other.
A love like a drug, she loves like the river, a love caught on fire, fueled by desire.
Where you running, who you running from?
A love story with no end and no beginning."

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Twarze ludzi stały się inne

Późnym wieczorem w sobotę Pat i Nat wyszły z psem na spacer (tak, mają psa - Harry'ego - kudłaty szczeniak biało-czarny, nie wyglądający na szczeniaka, ze schroniska), a ja i Beata zostałyśmy same na około 15-20 minut. W telewizorze leciały jakieś plastikowe teledyski. Chwyciłam pilota i trafiłam program o Indiach: Złota Plaża (The Golden Beach) - film dokumentalny produkcji szwedzko-indyjskiej z 2008 roku. 

W internecie znalazłam taki opis tego programu:

"W jednej z dolin w południowych Indiach, obok przepięknej plaży, leży mała wioska. "Dwadzieścia lat temu Bóg zwykł przechadzać się wzdłuż plaży. Dzisiaj już nie" - mówi Sukuru, najstarszy mężczyzna w społeczności.
20 lat temu w dolinie nie było dróg ani elektryczności. Rolnicy żyli w chatkach ze słomy. Szwedzki reżyser Hasse Wester, choć znalazł się na plaży przez przypadek, zamieszkał tam na ponad rok. Każdego dnia jego miejscowy przyjaciel Maneshwara przychodził uczyć go języka. Gdy już w końcu mogli się dogadać, Maneshwara spytał Hassego, czy to prawda, że ziemia jest okrągła i czy w jego kraju też są gwiazdy.

Dziś w dolinie jest szkoła i elektryczność, a na plaży wyleguje się mnóstwo zachodnich turystów, paląc haszysz w cieniu palm. Życie w dolinie zmieniło się drastycznie. Przedsiębiorcy z miasta wykupują ziemię, budują kafejki i hotele dla turystów. Maneshwara także zbudował restaurację, zarabia pieniądze i spełnił swe największe marzenie: jego rodzina mieszka w domu z kamienia, z dachem pokrytym dachówką. Dzięki biznesowi turystycznemu ludziom w dolinie żyje się lepiej z materialnego punktu widzenia. Lecz ta sytuacja ma też swoje złe strony. Ostra walka o turystów i pieniądze spowodowały konflikty. Mieszkańcy doliny nie goszczą się już nawzajem w domach, ucichły wspólne pieśni i dźwięki bębnów..." (http://www.domo.pl/program/?full/zlota-plaza_32177)


Pojawienie się białego człowieka w ich okolicy przewróciło do góry nogami cały ich świat.
Kiedy pojawiły się pieniądze i część tej społeczności zaczęła sprzedawać turystom herbatę, kawę i mleko kokosowe "(...) twarze ludzi stały się inne. Ich oczy stały się inne. Nie było już spokoju (...)".

Biały człowiek wyszedł na ich plażę w bikini. Mieszkańcy okolicznego miasta przybywali na plażę i oglądali niemal nagie białe kobiety otaczając je tłumnie i przyglądając się jak prorokowi.

Przykro mi było... bardzo przykro.
XXI wiek, wioska w gęstym buszu. Mieszkańcy - reprezentanci najniższej z kast indyjskich. Choć w moim odbiorze była to społeczność poza kastowa, plemienna. Ich życie sprowadzało się do zdobywania i uprawiania pożywienia, wychowywania dzieci, budowania domów i odprawiania obrzędów plemiennych.

i jeszcze jedna na wieczór

piosenka na dziś

niedziela, 23 stycznia 2011

2011.01.23 Sputnik nad Bydgoszczą

Sputnik nad Polską to największy festiwal filmów rosyjskich na świecie organizowany poza Rosją. W tej chwil trwa jego 4 edycja. Festiwal staje się poważną platformą wymiany kulturowej między Polską i Rosją. Bliźniakiem Sputnika, prezentującym filmy polskie w Rosji jest Wisła w Moskwie. Ideą fix organizatorów jest próba ocieplenia stosunków między obu państwami ochłodzonych historią XIX i XX wieku, jak sami mówią „W czasie PRlu mięliśmy kontakt z filmem rosyjskim (radzieckim) przymusowo. Dziś w wolnej Polsce możemy cieszyć się nim z własnej woli. Jest to wyraz dojrzałości oraz prawdziwej wolności. Ten festiwal jest dowodem, że nie jesteśmy już spętani strachem, stereotypami, psychicznymi barierami i że możemy cieszyć się kontaktem z jakże bliską nam kulturą Rosji”. Sputnik to także emocje, wspomnienia, refleksje, nieoczekiwane wrażenia, które zaprzeczają wcześniejszym oczekiwaniom. Sputnik nad Bydgoszczą to obowiązkowa pozycja w styczniowym kalendarium bydgoskiej kultury.

Dziś wybrałyśmy się z Beatą na film Krótkie Spięcie.
Godzina: 20:15, Mózg
Tytuł oryginalny: «Короткое замыкание»
Czas trwania: 95 min.
Rok produkcji: 2009 r.

Reżyseria: Boris Chliebnikow, Piotr Busłow, Iwan Wyrypajew, Aleksiej German Mł., Kiriłł Sierebriennikow

Obsada: Aleksandr Jacenko, Ilja Szczerbinie, Irina Butanajewa, Jewgienij Sytyj, Karolina Gruszka, Jurij Czursin, Aleksiej Filimonow, Iwan Dobronrawow, Karim Pakaczakow
Producent: Sabina Jeremiejewa

Film otwarcia Festiwalu Filmów Rosyjskich Kinotawr w Soczi w 2009 r., pokazany na 66. MFF w Wenecji.

Trailery: http://www.film.ru/afisha/trailer.asp?id=5806
http://www.youtube.com/watch?v=7DYiF53KGqw (w jęz. rosyjskim)

„Krótkie spięcie” to pięć krótkometrażowych filmów o miłości nakręconych przez młodych, najbardziej obiecujących rosyjskich reżyserów. Każdy z filmów był kręcony niezależnie – twórcy nie wiedzieli o czym są pozostałe projekty. Materiał został połączony w jedną całość dopiero w trakcie montażu. Filmy były ograniczone nie tylko wspólnym tematem i wymaganiami formalnymi, ale także niewysokim budżetem.

Film otwiera nowela o autystycznym dziennikarzu, które porzuca swoje zadanie, kiedy widzi na murze nie całkiem pochlebny napis o pewnej Oldze.

Później na ekranie pojawiają się turystka z Polski, która nie znając rosyjskiego próbuje odczuć (ros. о – щу – тить), o czym opowiada jej chłopak spotkany na moskiewskim podwórku. Najsłabszy z wyświetlanych filmów wg mnie.

Trzeci z filmów opowiada o niemym szewcu, który zakochuje się we właścicielce białych pantofelków od Diora. Podobał mi się najbardziej. Wstrząsający i wzruszający.

Cyrkowiec, który trafia do psychuszki i zakochuje się w pielęgniarce.

Mocnym uderzeniem na koniec jest film o człowieku reklamującym restaurację w kostiumie krewetki, który w nikim się nie zakochuje, ale każdego, w tym redaktorkę naczelną rosyjskiej edycji Vogue, próbuje pocałować. Szczególnie niechętnie do pocałunków człowieka – krewetki odnoszą się funkcjonariusze patrolu milicji…

Rezultatem projektu jest wybuchowy zbiorowy portret młodego pokolenia rosyjskich filmowców. Bardziej niż o miłości reżyserzy mówią o sobie – o swoich poglądach na film, twórczość, bycie artystą w Rosji – po prostu o tym, jaka jest nowa fala w rosyjskim kinie.

„Kiedyś w Rosji wyszedł film «Przybycie pociągu» – cztery mini-filmy wówczas jeszcze młodych Bałabanowa, Mieschijewa, Chwana i Chotinienki. Ale to było 15 lat temu i w ciągu tego czasu zdążyła narodzić się i nabrać sił nowa zmiana. Oto ona”.
(http://www.5lovestories.ru/)


Drugim filmem wyświetlanym dziś miałbyć: "Jak spędziłem koniec lata"
Godzina: 22:00, Mózg
Tytuł oryginalny: «Как я провел этим летом »
Reżyseria: Aleksiej Popogrebskij
Scenariusz:Aleksiej Popogrebskij
Zdjęcia: Paweł Kostomarow
Rok produkcji: 2009 r.
Czas: 124 min
Obsada: Grigorij Dobrygin, Siergiej Puskepalis

NAGRODY:
• 2010 r. – MFF w Berlinie Srebrny Niedźwiedź za najlepszą rolę męską (Grigorij Dobrygin)
• 2010 r. – 2010 r. – MFF w Berlinie Srebrny Niedźwiedź za najlepszą rolę męską (Siergiej Puskepalis)
• 2010 r. – MFF w Berlinie Srebrny Niedźwiedź za wybitny wkład w sztukę filmową (Paweł Kostomarow)

Strona internetowa (w języku angielskim i rosyjskim): kakyaprovel.ru

Trailery:
http://www.youtube.com/embed/C1BKz-XkvpA?fs=1
http://www.youtube.com/watch?v=CKVJeihnfWI
http://www.film.ru/afisha/trailer.asp?id=6205
http://www.film.ru/newsitem.asp?id=9032

Trzykrotnie nagrodzony na Festiwalu Filmowym w Berlinie film Aleksieja Popogrebskiego, pierwszy od dziesięciu lat film rosyjski pokazany w sekcji konkursowej Berlinale.
Akcja filmu rozgrywa się na stacji polarnej, której pracownicy od kilkudziesięciu lat czuwają nad przekazywaniem ważnych danych meteorologicznych. Obecnie przebywa na niej tylko dwóch mężczyzn – kierownik stacji, doświadczony Siergiej i odbywający praktyki wakacyjne młody stażysta Paweł. Czas na stacji porządkują kolejne pomiary – co 4 godziny Siergiej i Paweł spisują wskazania liczników. Każdy z nich inaczej postrzega upływ czasu – dla Siergieja punktem odniesienia są lata spędzone za kołem podbiegunowym, perspektywa Pawła zawężona jest do kilku miesięcy.
Ostatni dzień. Noc polarna – słońce nie zachodzi za horyzont. Kilkumiesięczny wspólny pobyt Siergieja i Pawła dobiega końca. Po zakończeniu letniej służby po polarników ma przypłynąć statek. Siergiej po raz pierwszy od wielu lat ma zejść na ląd i zobaczyć się z rodziną. Niespodziewanie, gdy Paweł zostaje sam na posterunku, przychodzi niepokojący meldunek. Stażysta nie wie co zrobić. Ostatni dzień okazuje się niespodziewanie ekstremalną próbą dla dwóch różniących się we wszystkim mężczyzn, których zachowanie jest wytłumaczalne tylko dla nich samych. Będą musieli zmierzyć się z własnym mrokiem i odkryją prawdziwe znaczenie dobra i zła, prawdy i kłamstwa, odwagi i tchórzostwa.

Nie kłam. Nie bój się. Nie uciekaj.

„Film, jak banalnie by to nie miało zabrzmieć, mówi przede wszystkim o niepojętej, prawie mitycznej przestrzeni i jej relacji ze współczesnym człowiekiem. A dokładniej, o niemożności zaistnienia takiej relacji. I jeżeli jeszcze w związku z filmem „Koktebel” można było fantazjować o badaniu dalekich, nieskończonych terenów, różnych Odyseuszach i Charonach, to w „Lecie” wszystko jest o wiele prostsze i przez to straszniejsze”.
L. Marantidi, kino-teatr.ru
 
Niestety, płyta z filmem nie dotarła do Bydgoszczy. Organizatorzy chcieli odtworzyć film ze strony internetowej, ale łącze internetowe okazało się za słabe. Seans odwołano.
Beata zapamiętała link do stony www oraz kod filmu i w domu udało jej się odtworzyć ten film. Nie dałyśmy rady się powstrzymać i do godziny 2 w nocy oglądałyśmy go.
Wywarł na mnie ogromne wrażenie. Zostanie we mnie do końca życia. Reżyser i aktorzy bezbłędnie oddali w bardzo prosty sposób ludzkie słabości, siłę i uczucia. Widoki Arktyki też były warte tego poświęcenia.
 
 

SOLARIUM. A film by Moses Berkson starring Lykke Li.

Lykke Li - 'Untitled'

piątek, 21 stycznia 2011

czucie

Jeśli śmieszy Cię to, co widzisz; jeśli nie czujesz, dlaczego dzieje się z nią to, co się dzieje,
to na temat czucia mamy sobie do powiedzenia bardzo niewiele.

go ahead

Just like a man Im the fortress
Like the shotgun I can't be outdone

czwartek, 20 stycznia 2011

Coś dla Iza Belli


Mam silne przeczucie, że za moją sprawką zaczyna się otwierać się w Tobie pewien obszar, który do tej pory miał wyłącznie jedną, ciasną lokalizację w Tobie i powodował wyłącznie jeden rodzaj doczuć.
Moja osoba w powiązaniu z nim zaburzyła coś, prawda? Małe zawirowanie... Hmmm... Taka ja, takie coś... 

Żałuję, że nie zrobiłam zdjęcię tej Barbie's różowej przepaski na oczy, którą znalazłam w Twojej skrzynce na narzędzia (cóż za ekstrawagandzkie miejsce dla tegoż przedmiotu! :). Jedynie sybtelne i żartobliwe sugestie z mojej strony z użyciem tej przepaski obudziły silnie "coś"... a co jeśli sugestie nie byłyby sugestiami, ale świadomym, lekko-intuicyjnie teatralizowanym działaniem? Nie myślę tu o mojej osobie konkretnie w relacji z kimkolwiek, ale o samy, działaniu.

To ocean... kolejna warstwa powiązań między znanymi już korytarzami osobowości. Kolejny element całości człowieka. To miejsca na artyzm i ekspresję, choć może w tej chwili trudno Ci go dostrzec. Poznawaj to. Więcej w tym dziecięcej ekscytacji i odwagi niż perwersji. Jak każdy obszar, tak i ten ma swój margines. Nie trzeba go doświadczać, aby wiedzieć o nim dużo.   


Muszę to dołączyć!!! Jest!!! Jest obraz przepaski: ....


wtorek, 18 stycznia 2011

Crave

Patrzę na te kartki sobotniej nocy i patrzę... Widzę wyraźnie "Crave" Sarah Kane.
Czytałam te sztukę i widziałam ją już oczami wyobraźni, zanim zobaczyłam w teatrze. Nasz dialog z Iza Bellą i Beatą na tych kartkach to bardzo podobna sztuka. Życie. Tyle samo życia widziałam w Crave, ile czułam tej nocy. 

Rozrywanie klatki piersiowej, które czuję kolejny dzień, to wewnętrzne wrzenie i walenie od wewnątrz wszystkich moich rozczarowań i zawodów. Zebrały się w jedną zwartą, czerwoną armię obudzoną nagle i zapaloną jękiem ideałów, które karłowacieją w głodzie i osamotnieniu.  
Nie wzięły się z nikąd. Choć mogłabym mnożyć przyczyny, te rozczarowania mają bardzo konkretny początek. Znam go. Już go znam.   

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Noc trzech kobiet

Włocławek. Noc z 15. na 16. stycznia 2011 r. (między 22.00 w sobotę a 4 rano w niedzielę)

Tradycja. Łóżko, piwo i rozmowy - studia, praca... potem taksówka do WC na 11 piętrze.
Niebo Iza Belli. Szybka naprawa szafki na buty nożem kuchennym i śrubkami z wysypanej zawartości skrzynki z cudami. A potem już tylko długowłosy, kosmaty dywan, świeczki na podłodze, muzyka, pudełko od zabawek Natalii jako podkład, 3 kolorowe długopisy z biurka Natalii i 11 kartek papieru.
Nie miałam nad czym się zastanawiać. Wszystko działo się szybko. We mnie wszystko było jasne i oczywiste.  

Wręczyłam Beacie i Iza Belli po trzy czyste kartki. Sobie zostawiłam cztery (bez specjalnego powodu), a jedna leżała na boku.
Poprosiłam dziewczyny, aby zapisały w górnym lewym rogu każdej kartki jedno hasło, które w tej chwili wydawały im się ważne, o którym chciałyby pomyśleć, porozmawiać. Każda z nas to zrobiła.

Wyłożyłam pierwszą kartkę i poprosiłam, abyśmy spontanicznie zapisywały słowa i zdania, które kojarzą nam się z danym hasłem, rysowały, darły jeśli trzeba... potem kartę wyłożyła Iza Bella, a następnie Beata. Każdą kolejną zapisywałyśmy prawie bez rozmowy. Wszystko zaczęło przebiegać w ciszy, z wyraźną dynamiką, w westchnieniach, uśmiechach, ekspresji towarzyszącej naszym wewnętrznym przeżyciom, ciekawości i chęci wczucia się w drugą osobę. Stworzyłyśmy dialog bez słów, który przerodził się w szczerą, dogłębną i długą rozmowę. 

Nie mam pewności, co do kolejności stron...
Czerwony - Iza Bella
Granatowy - Beata
Jasno-niebieski - Ja

Pierwsza
 
Druga

Trzecia

Czwarta

Piąta

Szósta

Siódma

Ósma - dwustronna

Dziewiąta - punktem wyjścia były dwie kropki, które Beata rysowała równocześnie obiema dłońmi w przeciwnym kierunku. Włączyła w naszą "rozmowę" element jogi, który stał się niepostrzeżenie bardzo ciekawym tematem dla naszych dywagacji. Okulary dorysowała Iza Bella. A potem już płynęłyśmy w temacie biustu, kobiet, kompleksów, kochanych mam, które wraz z dojrzewaniem dają nam w prezencie rodzinne skazy, lęki i kompleksy - ot tak, z matczynego obowiązku wychowawczego.


Dziesiąta
Była zatytułowana przeze mnie "Moja praca". Wyłożyłam ją z niechęcią i rezygnacją, po czym Iza Bella ją chwyciła i podpaliła od świeczki stojącej przy niej. Kiedy kartka zaczęła przygasać, ponownie ją odpaliła i wybiegłyśmy z nią na balkon. Poparzone palce Iza Belli w końcu wypuściły "Moją pracę" w noc - piękną i czarną. Płonąca spadała z nieba. Ominęła balkon sąsiada i zniknęła...
Na drugi dzień tylko Beata pamiętała, dlaczego na podłodze było tyle popiołu...

Jedenasta - była pusta. Na koniec nadałam jej tytuł RAJSTOPY...



Potem były pompki, rozmowy, rozmowy i płacz...

Dalczego to wszystko się działo?
To przeze mnie. To ja wyrzuciłam z siebie całą gorycz mininego czasu, całe rozczarowanie, które nie opuszcza mnie uparcie. W jedną noc, w jednym długim szlochu. Przy okazji, goryczy wyrzuconej zostało więcej.

Na pocieszenie, następnego dnia dostałam od Natalii rysunek... Motyl.


piątek, 14 stycznia 2011

c.d. Zima i rajstopy

Mój wstręt do rajstop - zarówno fizyczny, jak i psychiczny, a nawet osobowościowy w wymiarze egzystencjalnego ucisku - stał się inspiracją senną dla Iza Belli.
Nie wiem, czy wyrazić współczucie dla niej, czy poczynić ukłon dla rajstop za ich wszechogarniające i porażające w zasięgu pojmanie kobiecości - świadome i podświadome, ale wdarcie się w podświadomość tym bardziej nie może pozostać bez mojego komentarza.

Sen koleżanki Iza Belli stał się dla rajstop przestrzenią wolności i frywolności, bowiem rozdarły się na mojej nodze, żerując na mojej nieświadomości. Jedynie świadomość Iza Belli była czujna i odnotowała ten fakt. Sednem snu, ku zaskoczeniu rajstop, było zakończenie akcji - przeze mnie w rajstopach ale bez swetra, Iza Belli w moim szarym, ulubionym swetrze, ale bez rajstop.

Niebawem po tym śnie Iza Bella, będąc w pracy, zorietnowała się w zupełnie niewinnej i niemającej większego znaczenia sytuacji, że pomiędzy jej rajstopami, a łydką - na szerokości pasa rozciągającego się między kozakiem, a spódnicą - znalzła się naklejka jej córki Natki.


Cóż za wolność, niewinność, swoboda i niezwykłość... cóż za porażająca ignorancja dla sztywności i zniewolenia!
Iza Bella nie wyjęła tej naklejki. Ja też bym jej nie wyjęła! :)

Czekam na pomysły, co przedstawia naklejka pod rajstopami Iza Belli.

środa, 12 stycznia 2011

Red Art - odrodzenie, 08.01.2011

Ariel dał z siebie bardzo dużo. Namówił Piotra (właściciela), aby ruszyć z Redem na nowo. Załatwił dwie Drag Queen, przygotował zaproszenia i rozgłosił imprezę. Poświęcił sporo czasu na urządzenie i wysprzątanie sal, przygotowanie DJ'a, itd. Menadżerowanie pełną parą. Gdyby nie On, Red by nie ruszył. Klub ma silną konkurencję, ale podejście Ariela podoba mi się bardzo, bo nie jest oparte na walce, ale na integralności. Co prawda trzeba było utemperować w nim co nieco, bo gorący chłopak jest... ale efekt okazał się dobry. Podtrzymywanie stanu wojny, który zaiskrzył na gruncie "Przystani" (konkurencyjnego klubu), nie jest dobrym rozwiązaniem i mam nadzieję, że Ariel i Chłopaki nie pójdą w ten dym.

Piotr od dawna wątpił w Red Art, bo traktuje ten klub wyłącznie jako źródło pokrywania osobistych długów, a nie miejsce, w którym życie wielu ludzi nawraca na pewne istotne tory, staje się nierzadko miejscem i eterem dla osobistej prawdy o samym sobie. Przerobił Reda na klub konkurujący z innymi klubami w mieście, co z góry było skazane na porażkę. Jednak perspektywa potencjalnych zysków przysłoniła rozsądek.

Niewiele osób wie, że to osobisty sentyment Ariela do tego klubu był motorem jego działań. W Red Art wiele osób odkrywa siebie i środowisko, nawiązuje pierwsze i kolejne kontakty (osobistą sprawą każdej z tych osób jest kwestia zażyłości i intymności tych kontaktów, każdy bowiem odpowiada za siebie i swoje życie). Ariel, jak i ja, w Red Art rozpoczeliśmy swoją ścieżkę... Takich jak my są setki... tysiące... Ktoś, kto nie rozumie znaczenia takich miejsc, nie powinien zabierać się za ich prowadzenie.
Miejsca tworzą ludzie albo ich totalny brak. W Red Art tych ludzi było kiedyś bardzo wielu i klub był centrum ich osobistego, czasem skrytego życia. Tego nie można lekceważyć.
Niestety... lekceważy się, co świadczy o braku szacunku do ludzi i ich osobistych perypetii.

Do prowadzenia Red Art i podobnych klubów potrzeba psychologii, mądrości i szacunku do ludzi - bez względu na to, jak podłymi klientami się okażą. Jak w każdym przedsięwzięciu, tak i w tym, poczucie misji jest kluczowe. Po 10 latach funkcjonowania Red Art stwierdzam, że tylko Ariel je ma, choć działa w nim od niedawna.

Reaktywacja Red Art była bardzo udana. Kwestię "papierochów" da się okiełznać, o ile przywiąże się do niej odpowiednią wagę i widzę, że zaczyna się to dziać, ku mojej wielkiej satysfakcji.

Trzymam kciuki!


Ariel i Lady Doda & Lady Edyta



Dziewczyny robiące... show!






piątek, 7 stycznia 2011

Zima...


Ochydne, nieludzkie, piętnujące, stygmatujące, obezwładniające, ogłuszające
 RAJSTOPY
:'(

są jak kisiel, w który kazano mi wejść po pas
są pętami mojej swobody ciała i umysłu
są moją osobistą traumą

wrrrr

Połozi sie na bziuch

06.01.2011 r., g. 12.00-13.00Willa Piast, Ciechocinek

Masaż tajski "Energia życia"

Wypatrzyłam ten masaż, jako jeden z kilku, które chciałabym, aby Beata wypróbowała na sobie i poznała sposoby wykonywania ich przez masażystów. Przy okazji pozna sposoby przygotowania salonu masażu, podejście masażystów, sposób nawiązywania relacji z masowanym, przygotowanie i przebieg sesji, itp.

Akurat ten masaż był wykonywany przez Tajwankę, która uczyła się w Bangkoku.

A po drodze do Ciechocinka "wpadłam" na 70-tce i dostałam pierwszy w życiu mandat. 10 lat jeżdzenia minęło bez mandatu, a drugą dekadę mojego autoprowadzenia się, rozpoczęłam od 100 zł dla Urzędu Wojewódzkiego w Bydgoszczy i 6 punktów na minusie.
Oczywiście w tej sytuacji też widzę pozytywne strony. Policjant myślał, że jestem studentką i pozwolił mi wybrać mandat albo wg starego taryfikatora (od 200 zł do 600 zł), albo wg nowego (od 100 zł do 500 zł). Punktów co prawda nie pozwolił mi wybrać, dołożył w pełnej puli.
Rok zaczął się więc pomyślnie :)