Wczoraj wspominałam Roberta. Przypomniała mi się czerwcowa sobota roku 2009, kiedy składałam mu życzenia na 30-te urodziny i wręczyłam tomik poezji Księdza Twardowskiego. Był zaskoczony. Pytał: "Skąd wiedziałas?".
Nie znał mnie, choć stałam otwarta dla niego od zawsze. Nie widział zmian w ludziach. Zapamiętywał ich takimi, jakimi byli, gdy ich poznawał w pierwszych emocjach. Był bardzo skupiony na sobie, ale to rodzaj pancerza na potężną i miekką wrażliwosć.
Bylismy przyjaciółmi. Dosć trudnymi dla siebie, ale bylismy.
Na tomiku napisałam:
"Odliczaj godziny życia nie lata i jesli JESTES, to BĄDŹ całym sobą TERAZ i TU."
Miałam nadzieję, że zdąży zrozumieć, że nie warto spalać się tak dla pracy, że nauczy się żyć poza nią, że spokój można osiągnąć inaczej. Jego całe dojrzałe życie było jak okres moich studiów - wieczny stres, zmierzanie się ze sobą i swiatem, zbyt poważne traktwoanie wszystkiego - wręcz smiertelnie poważne (próbował popełnić samobójstwo na drugim roku).
Doktorat, który kończył i zraniona miłosć zabrały mi go. Jego serce nie wytrzymało i w grudniu 2009 roku przestało bić.
Pewnie nie zdążył odliczyć żadnej z tych godzin, o których pisałam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz