Zazdrość, jak każde inne uczucie, jest dla mnie sygnałem o mnie samej - o tym, co się ze mną dzieje w relacji z drugim człowiekiem. Gdy się we mnie pojawia, to jest to dla mnie wyraźny sygnał, że jestem zaangażowana emocjonalnie i nie jest mi obojętny obiekt zazdrości. Wówczas staram się panować nad nią, rozumieć i rozkładać na czynniki.
Zazdrość ma z pewnością działanie motywujące, mobilizujące, ale też destrukcyjne. Trzeba wiele mądrości, aby nie była destrukcyjna.
Uważam, że jest potrzebna. Taką już naturę ma człowiek... że zazdrości się nie wyzbędzie. Powinien jednak ją rozumieć i potrafić ją okiełznać, i skoro już jest, wykorzystać do właściwego sterowania sobą w miarę możliwości.
Bardzo rzadko czułam zazdrość w moim życiu i zaczęło mnie to niepokoić. Mój umysł podpowiadał mi, że powinnam bywać zazdrosna, np. o bliską mi osobę - nawet lekko i skrycie, ale powinnam. To by oznaczało, że zależy mi na niej, może nawet bardziej niż mi się na codzień wydaje.
Poniekąd jej obecność jest dla mnie testem dla mnie samej. Ale dbam o nią...
Tak, teraz odczuwam częściej, ale względem innej osoby...
W przypadku tej poprzedniej, zazdrość bywała na samym początku, z czasem słabła...
Czuję, że miało to związek ze słabnącą więzią - moją więzią z tą osobą.
Ale też rosnącą niezależnością. Kiedy czułam się zależna, bardzo mocno emocjonalnie uzależniona od bliskiej osoby, czułam zazdrość bardziej, w sposób mniej zdrowy.
Zazdrość w moim związku była świadectwem mojej "słabości"(?), ale też silnego zaangażowania emocjonalnego.
Wydaje mi sie, ze zazdrość nieodzownie wiąże się z zaborczością, kiedy wkrada się bezsilność, brak zaufania do siebie, brak szcunku do siebie i frustracja...
Kiedy pojawia się względem drugiej osoby, o nią własnie, staje sie ważnym czynnikiem rozróżniającym miłość od przyjaźni...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz