poniedziałek, 17 stycznia 2011

Noc trzech kobiet

Włocławek. Noc z 15. na 16. stycznia 2011 r. (między 22.00 w sobotę a 4 rano w niedzielę)

Tradycja. Łóżko, piwo i rozmowy - studia, praca... potem taksówka do WC na 11 piętrze.
Niebo Iza Belli. Szybka naprawa szafki na buty nożem kuchennym i śrubkami z wysypanej zawartości skrzynki z cudami. A potem już tylko długowłosy, kosmaty dywan, świeczki na podłodze, muzyka, pudełko od zabawek Natalii jako podkład, 3 kolorowe długopisy z biurka Natalii i 11 kartek papieru.
Nie miałam nad czym się zastanawiać. Wszystko działo się szybko. We mnie wszystko było jasne i oczywiste.  

Wręczyłam Beacie i Iza Belli po trzy czyste kartki. Sobie zostawiłam cztery (bez specjalnego powodu), a jedna leżała na boku.
Poprosiłam dziewczyny, aby zapisały w górnym lewym rogu każdej kartki jedno hasło, które w tej chwili wydawały im się ważne, o którym chciałyby pomyśleć, porozmawiać. Każda z nas to zrobiła.

Wyłożyłam pierwszą kartkę i poprosiłam, abyśmy spontanicznie zapisywały słowa i zdania, które kojarzą nam się z danym hasłem, rysowały, darły jeśli trzeba... potem kartę wyłożyła Iza Bella, a następnie Beata. Każdą kolejną zapisywałyśmy prawie bez rozmowy. Wszystko zaczęło przebiegać w ciszy, z wyraźną dynamiką, w westchnieniach, uśmiechach, ekspresji towarzyszącej naszym wewnętrznym przeżyciom, ciekawości i chęci wczucia się w drugą osobę. Stworzyłyśmy dialog bez słów, który przerodził się w szczerą, dogłębną i długą rozmowę. 

Nie mam pewności, co do kolejności stron...
Czerwony - Iza Bella
Granatowy - Beata
Jasno-niebieski - Ja

Pierwsza
 
Druga

Trzecia

Czwarta

Piąta

Szósta

Siódma

Ósma - dwustronna

Dziewiąta - punktem wyjścia były dwie kropki, które Beata rysowała równocześnie obiema dłońmi w przeciwnym kierunku. Włączyła w naszą "rozmowę" element jogi, który stał się niepostrzeżenie bardzo ciekawym tematem dla naszych dywagacji. Okulary dorysowała Iza Bella. A potem już płynęłyśmy w temacie biustu, kobiet, kompleksów, kochanych mam, które wraz z dojrzewaniem dają nam w prezencie rodzinne skazy, lęki i kompleksy - ot tak, z matczynego obowiązku wychowawczego.


Dziesiąta
Była zatytułowana przeze mnie "Moja praca". Wyłożyłam ją z niechęcią i rezygnacją, po czym Iza Bella ją chwyciła i podpaliła od świeczki stojącej przy niej. Kiedy kartka zaczęła przygasać, ponownie ją odpaliła i wybiegłyśmy z nią na balkon. Poparzone palce Iza Belli w końcu wypuściły "Moją pracę" w noc - piękną i czarną. Płonąca spadała z nieba. Ominęła balkon sąsiada i zniknęła...
Na drugi dzień tylko Beata pamiętała, dlaczego na podłodze było tyle popiołu...

Jedenasta - była pusta. Na koniec nadałam jej tytuł RAJSTOPY...



Potem były pompki, rozmowy, rozmowy i płacz...

Dalczego to wszystko się działo?
To przeze mnie. To ja wyrzuciłam z siebie całą gorycz mininego czasu, całe rozczarowanie, które nie opuszcza mnie uparcie. W jedną noc, w jednym długim szlochu. Przy okazji, goryczy wyrzuconej zostało więcej.

Na pocieszenie, następnego dnia dostałam od Natalii rysunek... Motyl.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz