Piotr od dawna wątpił w Red Art, bo traktuje ten klub wyłącznie jako źródło pokrywania osobistych długów, a nie miejsce, w którym życie wielu ludzi nawraca na pewne istotne tory, staje się nierzadko miejscem i eterem dla osobistej prawdy o samym sobie. Przerobił Reda na klub konkurujący z innymi klubami w mieście, co z góry było skazane na porażkę. Jednak perspektywa potencjalnych zysków przysłoniła rozsądek.
Niewiele osób wie, że to osobisty sentyment Ariela do tego klubu był motorem jego działań. W Red Art wiele osób odkrywa siebie i środowisko, nawiązuje pierwsze i kolejne kontakty (osobistą sprawą każdej z tych osób jest kwestia zażyłości i intymności tych kontaktów, każdy bowiem odpowiada za siebie i swoje życie). Ariel, jak i ja, w Red Art rozpoczeliśmy swoją ścieżkę... Takich jak my są setki... tysiące... Ktoś, kto nie rozumie znaczenia takich miejsc, nie powinien zabierać się za ich prowadzenie.
Miejsca tworzą ludzie albo ich totalny brak. W Red Art tych ludzi było kiedyś bardzo wielu i klub był centrum ich osobistego, czasem skrytego życia. Tego nie można lekceważyć.
Niestety... lekceważy się, co świadczy o braku szacunku do ludzi i ich osobistych perypetii.
Do prowadzenia Red Art i podobnych klubów potrzeba psychologii, mądrości i szacunku do ludzi - bez względu na to, jak podłymi klientami się okażą. Jak w każdym przedsięwzięciu, tak i w tym, poczucie misji jest kluczowe. Po 10 latach funkcjonowania Red Art stwierdzam, że tylko Ariel je ma, choć działa w nim od niedawna.
Reaktywacja Red Art była bardzo udana. Kwestię "papierochów" da się okiełznać, o ile przywiąże się do niej odpowiednią wagę i widzę, że zaczyna się to dziać, ku mojej wielkiej satysfakcji.
Trzymam kciuki!
Ariel i Lady Doda & Lady Edyta
Dziewczyny robiące... show!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz