Dowiedziałam się, dlaczego został zwolniony i nie zdziwiło mnie to. Jaka szkoda, że mnie to nie zdziwiło... Jaka szkoda, że takie procesy są także obecne w moim życiu i znam je dobrze...
Jestem Mu bardzo wdzięczna za bezinteresowną pomoc. Za leki przywiezione do domu, kiedy nie mogłam wstać z podłogi. Za szybki termin operacji, która faktycznie była pilna. Za ludzkie i uprzejme potraktowanie. Niestety w dzisiejszych czasach uprzejmość na gruncie zawodowym (jakimkolwiek), nie opłacana (niestymulowana) dodatkowo, to rzadkość. Dlatego otwarcie za nią zawsze dziękuję, chcąc podkreślić, że to ważne i bezcenne, że warto pielęgnować ją w życiu codziennym.
I tu wkrada się wątek wdzięczności pacjenta względem lekarza. W tle afera Doktora G. i temat łapówek wciążz gorący, przez jednych piętnowany publicznie, przez innych przemilczany skrycie.
Podczas pobytu w szpitalu zapytałam jednego z pacjetnów - podobnie jak ja, prowadzonych przez Dr - czy planuje Mu się jakoś odwdzięczyć. Tak... jego plany były już przygotowane w dwóch kopertach. Nosił te koperty w spodniach dresowych podczas spacerów po szpitalnym korytarzu. W każdej chwili mogły być potrzebne. Okazja do zrealizowania jego planów mogła pojawić się nagle. Zaintrygowało mnie, dlaczego w dwóch? Nie miałam odwagi zapytać, jak duże są to plany. Odpowiedź padła bardzo konkretna: 500 zł w jednej (najwidoczniej plan A), a gdyby okazało się za mało, to 500 zł w drugiej (najwidoczniej plan B).
Byłam zmieszana... Odradzałam koledze z oddziału takiego planu i tłumaczyłam tym, że może przyczynić się do popsucia mu reputacji. Jednocześnie czułam oburzenie i obawę związaną z koniecznością podjęcia wyboru, co do moich ewentualnych "planów". Kolega z oddziału przekonywał mnie, że trzeba się odwdzięczyć, że nie można spalić sobie mostów, kto wie, czy ten lekarz nie będzie mógł pomóc jeszcze nie jeden raz w przyszłości. Nie można ot tak odejść.
Co więcej, kolega z oddziału podszedł do lekarza-kolegi Dr podczas jego dyżuru i na korytarzu zapytał wprost czy tamten czegoś oczekuje... Kiedy ten nabrał wody w usta i nic nie odpowiedział, kolega z oddziału trochę był zdezorientowany. Oczekiwał prostej odpowiedzi. A może oczekiwał cennika wyjętego z kieszeni fartucha?
Kiedy w końcu trafił na dyżur Doktora powtórzył podejście z ręką w kieszeni, gotową do wyjęcia planu A. A ten powiedział mu to, czego bym sobie życzyła i na co skrycie liczyłam: że to jego praca i słowo dziękuję jest wystarczające, a jeżeli czuje wdzięczność i potrzebę odwdzięczenia się, to może to wyrazić inaczej niż pieniędzmi i tych nie przyjmuje; niczego nie oczekuje.
Czułam oburzenie zachowaniem kolegi z oddziału i brak zgody na takie postępowanie, ponieważ podchodzę do zawodu lekarza tak jak do każdego innego. On wykonuje operację, a ja ustalam ceny w mojej firmie. On ratuje życie człowiekowi, a ja staram się pozyskać dodatkowe środki na inwestycje w spółce, które mogą te ceny w przyszłości obniżyć. Ktoś inny ratuje zwierzęta, lasy, oceany... Mogę jedynie pozozadrościć takim lekarzon jak Dr Prywiński, że jego praca ma głębszy sens i może dodawać sił rano, aby wstać i iść na dyżur. Ja niestety często tego sensu nie widzę i sił często mi brakuje. Uznałam, że nie będę przygotowywać koperty (ani kopert). Lekrz ma zapłacone za swoją pracę z NFZ, do którego ja co miesiąc odprowadzam niemałą kwotę, z której w dodatku jak na razie korzystali inni (starsi). W końcu i ja muszę skorzystać z poważnego, specjalistycznego leczenia. Nie powinnam płacić za to drugi raz. Owszem jestem bardzo wdzięczna lekarzowi i lekarzom. Wyraziłam to niejednokrotnie, a nawet na ostatnim obchodzie podziękowałam całemu personelowi za opiekę i skuteczne leczenie. Wzbudziłam tym zachowaniem w persnelu zaskoczenie i pewnie podejrzliwość, a nie serdeczność i najzwyklejsze w świecie stwierdzenie "proszę bardzo, to nasza praca". Wśród 15 osób tylko na twarzy 2 zobaczyłam "uśmiech" i wyrażoną w ten sposób komunikację... Pozostali odeszli skostniali i zmieszani. Myślę, że tak normalnie i publicznie wyrażona wdzięczność była dla personelu zaskoczeniem. Może pomyśleli, że jestem czyjąś znajomą i trzeba na mnie uważać. Pacjenci raczej nie mają odwagi publicznie wyrażać swojej wdzięczności. Pielęgniarce przy łóżku - owszem. Ale jednej i na osobności, a lekarzowi - w kopercie.
Sami pacjenci rozwydrzyli całe środowisko lekarskie. Sami sprowokowali powstawanie prywatnych praktyk i sami je utrzymują. Łapówki to też ich dzieło. Sami je wtykają, bo liczą na łaskę i lepsze traktowanie.
Ja nigdy nie dawałam wyrazów wdzięczności w postaci pieniędzy i nie będę tego robiła. Także w tym przypadku. Lekarz ma bardzo dobre opinie. Chcę je podtrzymywać i mówić, że zostałam tak dobrze potraktowana bez łapówki i jest to w tych czasach możliwe. Już nie jedna osoba się dziwiła, że bez łapówki tak wszystko się potoczyło w moim przypadku. Otóż tak. Tak się właśnie potoczyło i jest to możliwe. Ja tego nie chcę popsuć i nie dam żadnych pieniędzy w ramach wdzięczności lekarzowi, bo to by oznaczało, że przyklejam łatkę na Jego praktyce lekarskiej "On bierze". Ja, jako lekarz i jako ja - takiej łatki bym nie chciała mieć i jestem pewna, że Dr Prywiński także.
Dr Prywiński nie bierze. Tyle mogę powiedzieć.
Na wizycie szpitalnej Dr Nowak, zastępujący Dr Prywińskiego, powiedział mi, że miałam szczęście, bo trafiłam na jednego z najlepszych neurochirurgów. Patrzyłam na Dr Nowaka, a w głowie miałam jedno pytanie: Dlaczego szpital wobec tego nie zatrzymuje tego jednego z najlepszych neurochirurgów? Jak zawsze sedno pracy schodzi na dalszy plan, kiedy w grę wchodzą relacje międzyludzkie (służbowe), plany, budżety i ambicje, a najczęściej także polityka (bliżej lub dalej dysząca za plecami)... Nie zadałam tego pytania. Powiedziałam, że widząc efekty operacji, na własnym przykładzie mogę zdecydowanie potwierdzić Jego stwierdzenie, nie mając wiedzy medycznej i nie mogąc fachowo wypowiedzieć się w tej materii. Dodałam, że zmiany często wychodzą na lepsze. Nie dodałam komu... Zostawiłam resztę w powietrzu między mną, a lekarzem.
Przypomniała mi się rozmowa z Dr Kitlińskim, który poprosił, abym przekazała Dr Prywińskiemu, że mi go polecił oraz przekazała pozdrowienia.
Wiem, że Dr Prywiński to jeden z najlepszych neurochirurgów, bo potrafię wyciągać wnioski z obserwacji i faktów.
Dr Prywińskiego zatrudniono już w 3 dni po odejściu z bydgoskiego szpitala w Toruniu. Jest w połowie swojej kariery zawodowej i myślę, że dalej będzie ją efektywnie rozwijał.
Ja zdecydowałam się na prywatny szpital bo groził mi w każdej chwili niedowład stopy, a najbliższy termin w szpitalach państwowych był 2 miesięczny (nie zwijałam się z bólu, więc wg NFZ-tu mogłam czekać). Ale, co do zasady -> zgadzam się, że sytuacja powinna być czysta: korzystasz z usługi prywatnie - płacisz z góry określoną kwotę; leczysz się w ramach NFZ-tu - nie płacisz, a wdzięczność wyrażasz w inny sposób pamiętając o tym ,że co miesiąc płacisz składkę na ubezpieczenie zdrowotne.
OdpowiedzUsuńKatarzyna
Jeśli zabieg się uda, leczenie przynosi efekty, to jak najbardziej można liczyć na to, że pacjent będzie czuł ogromną wdzięczność do lekarza. Na pewno znaczenie ma to gdzie się leczymy, ja wybrałam najlepszy szpital zajmujący się leczeniem kręgosłupa, zobacz tutaj który to dokładnie.
OdpowiedzUsuń