Zanim o jeździe nr 4, napiszę o jeździe nr 3.
Jazda nr 3 była pierwszą jazdą na Yamaha YBR 250. Bałam się jej, bo motor jest dla mnie za wysoki. Siedząc na nim, nie dosięgam nogami (nawet palcami stóp) do ziemi. Ruszanie i zatrzymywanie się muszę wykonywać w pochyleniu na jedną stronę. W takim pochyleniu opieram się na czubkach palców stopy. Kiedy postawiłabym całą stopę na ziemi, nie byłabym w stanie utrzymać motoru i przewróciłby się. Tak nie powinno być. Podstawą doboru motoru jest to, aby swobodnie stawiać stopy na ziemi - to gwarantuje panowanie nad motorem i stabilność przy manewrach i w ogóle - w przeświadczeniu, że się tą kontrolę ma, zwłaszcza na początku.
Niestety... WORD wybrał ten motor jako pojazd egzaminacyjny i jeśli chcę zdobyć prawo jazdy na motor, to muszę zdać egzamin na nim. Wiem już, że muszę tego dokonać w tym roku, bo już od przyszłego motocykl egzaminacyjny będzie jeszcze większy i mocniejszy - pojemność ponad 500 i 50 KM. Moje szanse będą dużo mniejsze.
Jest w tym spora doza dyskryminacji i spróbuję to nagłośnić, ale dopiero po zdaniu egzaminu ;)
Jazda nr 3 była dla mnie bardzo nerwowa. Zdecydowaną i mocną przyczyną był okres, który mnie rozbił emocjonalnie totalnie. Ściełam się trochę z instruktorem, poryczałam i wkurzałam się na motor - na zacinającą się skrzynię biegów. Byłam rozbita dość długo. Dalsze jazdy widziałam w czarnych barwach. Zaczęłam szukać w sobie naprowadzenia na właściwy tok myślenia o tym wszystkim - to znaczy odpowiedni dla mnie, wyłącznie dla mnie i mojego poczucia sytuacji w oderwaniu od innych i rzekomo obiektywnych twierdzeń. Chyba mi się udało. Złożyło się bardzo dobrze, że instruktor wyjechał na urlop na tydzień i między 27 kwietnia (Jazda nr 3) a 9 maja (Jazda nr 4) miałam przerwę. Ten czas był mi potrzebny. Także mojemu łokciowi, który już 2 tygodnie boli...
Moje emocje uspokoiły się, bo znalazłam siebie w tym wszystkim. Oderwałam się od twierdzeń instruktora, nabrałam dystansu do niego, metodyki prowadzenia instruktażu (bądź precyzyjniej - braku tej metodyki), do innych osób, motoru i udało mi się zebrać siłę, aby skupić sie wyłącznie na sobie.
Jazda nr 4 była udana. Panowałam nad motorem i zrobiłam ten cholerny slalom!
Krzysztof (instruktor) na Jeździe nr 3, w trakcie naszego spięcia, pokazała mi w emocjach, co mam zrobić, aby uznał, że możemy jechać do miasta. Przejchał się kawałek na 1 kole, a potem zrobił slalom między 4-ma pachołkami rozstawionymi na długości około 6 m. Slalom obowiązujący na egzaminie jest usytuowany między 5-ma pachołakmi rostawionymi co 6,5 m.
Dłonie i przedramiona po tej lekcji miałam bardzo obolałe. Kierownicę ściskałam bardzo mocno, a manewrowanie nią przy mini-mega-slalomie na 1-szym biegu i niezbyt gładkiej powierzchni wymagało sporo siły i konkretnego uścisku.
Na jednym kole nie zamierzam jeździć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz