Konsultacje przebiegły dość emocjonalnie, ale chyba owocnie.
Faktycznie Biziel ma podejście kompleksowe - usunięcie całego dysku. Możliwe, że przewidują, że prędzej, czy później częściowe usunięcie skończy się za pare lat koniecznością całkowitego wyjęcia dysku. Przeraża mnie fakt, że w miejsce tego dysku nic się nie wstawia... Może na początku tylko? A kiedy coś zaczyna być nie tak, może po paru latach coś z tym robią, aby zamortyzować kręgi... ale czy na pewno? Jak może wyglądać codzienność bez dysku w tym miejscu? O podskakiwaniu na pewno nie ma mowy, o bieganiu tym bardziej. O dźwiganiu czegokolwiek na pewno też. Ale jednak kość o kość będzie tarła. Na pewno dojdzie do jakichś ślizgów, z czasem starć, zwyrodnień kręgów. Kurcze... Paraliżuje mnie to.
Przyglądam się kręgom L5 i S1... Jak to możliwe, że ludzie funkcjonują bez dysku w tym miejscu?
Alternatywą jest usunięcie samej przepukliny - fragmentu dysku. Co prawda w moim przypadku dysku pozostanie niewiele, ale jednak cokolwiek będzie między tymi kręgami. Jakoś to do mnie bardziej przemawia. Kto wie, może za pare lat się okaże, że jednak trzeba wyjąć cały dysk, ale też może niekoniecznie?
Zdecyduję się na fragmentaryczne usunięcie i zobaczymy co będzie...
_______________________
Muszę coś dopisać w temacie kręgów bez dysku pomiędzy nimi:
W międzyczasie dowiedziałam się, że mojemu wujkowi usunięto dwa dyski. Kręgi sąsiadujące z nimi (trzy kręgi) zrosły się...
Na chwilę obecną nic więcej nie napiszę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz