W piątek 15.07.2011 r. odebrałam prawo jazdy!
Przez trzy minione tygodnie sprawdzałam codziennie, czy mój kwit jest już do dobioru. Z dnia na dzień byłam bardziej przybita... Planowałam zdążyć pojechać motorem do rodziców jeszcze przed Taty operacją, aby mógł sie przejechać na moim dzikusie. Po operacji, pewnie dopiero po miesiącu będzie mógł swobodnie się ruszać.
Planowałam wyjazd tydzień wcześniej, ale prawka nie było. Miniony weekend był już ostatecznym terminem i zadecydowałam, że nawet jeśli prawka nie będzie, pojadę. Trudno...
Akurat w piątek byłam w delagacji w Toruniu i wpadłam dopiero o 12.30 do biura. Zanim ogarnęłam bieżące sprawy, było przed 13.00. Zrezygnowana uznałam, że zadzwonię do Urzędu zapytać, czy prawko już jest, choć bez względu na to, decyzja była już podjęta. W głębi ducha nie wierzyłam, że prawko będzie do odbioru, ale ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, czekało na mnie. Zerwałam się i pojechałam. Miałam 45 minut aby dotrzeć do Urzędu i je odebrać, bo w piatek tylko do 13.45 wydają dokumenty. Jechałam więc z emocjami. Cieszyłam się jak dziecko :)
Pojechałam do Lecha podpisać protokół zdawczo-odbiorczy. Przy okazji przeszłam się po Ludwikowie, popstrykałam trochę zdjęć telefonem (żałowałam, że nie mam aparatu przy sobie!). Miałam świetne samopoczucie. Myślałam wtedy, że takie powinnam mieć codziennie.
Nie sądziłam, że tego dnia pojadę do Malborka, ale uznałam, że nie ma co czekać do soboty. Spotkanie z Pat i Nat nie wypaliło, więc pojechałam w piątek.
Jechało się bosko! Potwierdziłam moje odczucia - Savage jest idealny dla mnie. Na ten czas, na tę mnie jest idealny. Czuję ten motor, czuję siebie na nim i mam odczucie zrównoważonego partnerstwa - ani ja, ani motor nie dominuje, tworzymy jednolitą, zwartą strukturę. Czuję się na nim świetnie.
Jazda poszła gładko. W dwie strony jechało się podczas silnego wiatru. W piątek z wiatrem bocznym i tylnym, a w niedziele pod wiatr. Było troszkę mniej miło czasami, ale mimo tego bardzo przyjemnie.
Wypróbowałam skręty, pochyły, dynamikę przyspieszenia, hamowanie silnikiem... W takim wietrze, jaki był, trzeba było ustawiać się względem wiatru i brać go pod uwagę przy skrętach. Uderzenie podmuchu "potirowego" było momentami "powalające", na szczęście tylko w odczuciu. Aby utrzymać motor, musiałam się sprężyć.
Jazda motorem to bardzo ciekawe doświadczenie - przede wszystkim multiczynnikowe.
Po powrocie do domu byłam zmęczona. Szum wiatru zrobił swoje. W mojej głowie szumiało jeszcze jakiś czas, po zejściu z motoru. Generalnie byłam zmęczona i psychicznie i fizycznie. Zwłaszcza moje oczy. Po 20 padłam i zasnęłam jak zabita. Ale szczęśliwa.
Savage spalił 4 litry na 100 km trasy. Jazda po mieście odpowiednio zawyża ten wskaźnik. Na baku powinnam spokojnie przejechać około 200 km czystej trasy, a przy mieszanej jeździe myślę, że przy 150 km będę już myślała o zatankowaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz